This website is using cookies

We use cookies to ensure that we give you the best experience on our website. If you continue without changing your settings, we'll assume that you are happy to receive all cookies on this website. 

Gretkowska, Manuela: Náruživec (Namiętnik in Czech)

Portre of Gretkowska, Manuela

Namiętnik (Polish)

Rozkładam prześcieradlo. Naciągam na łóżko. Będzie płótnem obrazu: kobieta i mężczyzna.
Wyciągasz po mnie rçce. Kładziesz na sobie. Śmiejesz się, że mężczyzna jest najpiękniejszym człowiekiem. Ale mam rację. Spójrz, twoje nogi są silne. Wąskie biodra, brzuch i uda to maszyneria mięśni. Najczystszy rysunek, bez poprawek na nieforemną, baloniastą ciążę. Nie jesteś spiżarnią z sadłem powtykanym w wałki tyłka i piersi. Nie przyssie się do ciebie od środka wygłodniały embrion. Zobacz:
Twój najmniejszy mięsień, ten nadgarstka, łączy się z ramieniem, muskułami. Jego ruch podtrzymują ścięgna pleców. Nie ginie gdzieś w krągłościach, nie rozpuszcza w tłuszczu. Dla kobiety dorastanie jest puchnięciem. Dla mężczyzny nabieraniem siły.
Widząc pierwszy raz moje nagie piersi, powiedziałeś: „Są bezradne jak rozłożone ręce.” Całujesz je i są święte. Różowieje aureola sutek. Nasza Święta Cycanna, patronka o dwóch relik
wiach. Trzeba je adorować, lizać. Dręczyć gryząc, ściskając, bo nie ma świętości bez umartwień.
Seks pachnie z ust i ślini się między nogami, kiedy mówisz do mnie, delikatniej niż pocałunek. Wkładasz język między wargi. Dzielimy się ostatnim zrozumiałym słowem. Rozgryzamy: ko — och — am. I opadają ozdoby słów. W jęku głos jest nagi. W samym środku krzyku. Pragnienie nieprzekładalne na wyuczone, tresowane słówka.
Zostaje rytm, puls krwi. Powinność rytmu przywołującego rzywolującego rozkosz. Wkradam się pod ciebie. Zlizuję krople potu. Mają przezroczysty smak. Przepływa przez nie ciepło, słona łzawość, lepkość pożądania: Poczekaj — odpycham cię stopą. Bierzesz ją do usta Rozdzielasz pieszczotą palce. Mokrą ocierasz o policzek.
Pochylasz się powoli nade mną. Włosy zasłaniają ci twarz. Twoje  plecy są splecione z mięśni. Wygięte w pokłonie. Jest w nich uległość i groźba mocy. Wyciosany z kamienia antyczny kapłan, składający nasienie w ofierze: „Nie będziesz mieć innych. mężczyzn przede mną” — żądałbyś, jak każdy zakochany bóg.
Wtulam się w twoje ramię. Masz pieprzyk. Brązowy, wystający guzik, spinający lśniącą skórę. Całuję zagłębienie szyi. Odchylasz głowę, poddajesz się pieszczotom. Za dużo, za mocno. Chcesz się znowu we mnie schronić. Siada
my, objęci udami. Ukąszenia pocałunków są zbyt bolesne. Liżemy sobie usta. Pchnięciem przenikasz moją miękkość. Przytrzymujesz za biodra. Unosisz, przyciskasz władczo do siebie. Przyciągasz, odpychasz. Jestem twoim odartym ze skóry, wyprężonym członkiem. Wyciskasz z nas rozkosz. Drżymy przed... Wyrywam się i chowam głowę pod poduszkę. Nie chcę, żebyś, mnie dotykał. Jeszcze nie. Obnażyłeś mnie ze zwykłego ciała. Sączy się z niego wilgoć. Pod nim jest inne, miłosne. Z rozgrzanej skóry parują perfumy. Kładziesz się obok, opierasz na łokciu. Wdychasz drażniący zapach. Nigdy nie pachną tak samo. Nabierają aromatu od światła i pieszczot. Dojrzewają na cieplej skórze.
Zamiast słów wkładasz mi w ucho język. Obiecujesz nim powolne spełnienie. Liżesz koniuszkiem najgłębszą czeluść. Gładzisz pośladki. Lubię dostawać klapsa niby zła, opieszała dziewczynka. Pewnie, że się nie spieszę.
Przyciągasz mnie za ramię, żeby potrzeć sierść. Zwierzęcą łatkę między nogami. Palec prowadzą do jamy rude żmijki śliskich włosków. Rozsuwam szeroko nogi. Gładki palec zamienia się w szorstki język. Mój słodki miąższ ścieka ci z ust.
Przytrzymujesz mi ręce. Nie wiem, czy cię odpycham, czy trzymam paznokciami za ramiona. Wślizgujesz się we mnie. Kołyszesz. Płyt
kie fale przyjemności zalewają usta. Łapię gwałtownie powietrze, wciągam w siebie oddech, ciebie. Popychasz do rozkoszy. Coraz mocniej. Przez moje ciało, rozwartą nagość. Znajdujesz nową pieszczotę, tędy. Najgłębiej. Gubimy się, wynurzamy, nie możemy mocniej wbić w siebie. Rozszarpać. Jestem w tobie, w pulsującym skomleniu. Tańczę skowyt. Palce ześlizgują się bezsilnie ze spoconych ramion. Rozkruszamy biodrami ostatni kawałek cukru, mdląco rozpływający się w naszych ciałach.
Otwieram oczy. Włókna prześcieradła. Całun z odciśniętym śladem mokrych ciał. Przygarniasz mnie ciężką dłonią. Całujesz ze snu. Jeszcze jesteś we mnie. Zaraz wypadniesz. Urodzę cię. Wyciekają mleczne wody i wysuwasz się łagodnie na moje zmęczone udo. Zasnuwam się snem. Król i królowa ze średniowiecznej ryciny. Kochają się. Spleceni w jedność. To my. Wzięliśmy koronę orgazmu z tego królestwa w nas, nad nami. Rozkoszy i władzy nad światem bez miłości.

 



Source of the quotationNamiętnik / Manuela Gretkowska. - Wyd. 4. - Warszawa : Wydawnictwo W.A.B., 2008
Bookpage (from–to)pp. 73-76.

Náruživec (Czech)

Rozbaluji prostěradlo. Roztahuji ho na postel. Bude jako plátno na obraze: žena a muž.
Natahuješ ke mně ruce. Kladeš je přes sebe. Směješ, když tvrdím, že muž je nejkrásnější člověk. Jenže já mám pravdu. Podívej se na své silné nohy. Útlé boky a břicho jsou jeden svalový mechanismus. Nejčistší obrázek, který na rozdíl od neforemného, nabubřelého těhotenství, není potřeba zdokonalovat. Nejsi spižírna se sádlem rozloženým do faldů na zadku a na hrudi. Zevnitř se k tobě nepřisaje vyhladovělé embryo. Podívej:
Nejmenší sval na tomto zápěstí je propojený s ramenem také svaly. Pohybuje se díky šlachám na zádech. Neztrácí se v žádných zakulaceních, nerozpouští se v tuku. U ženy růst znamená kynout. U muže to znamená nabírat sílu.
Když jsi poprvé viděl má prsa, řekl jsi: „Jsou bezradná jako roztažené paže.“ Líbáš je a jsou svatá. Aureola bradavek růžoví. Naše svatá Cecina, patronka se dvěma relikviemi. Člověk je musí zbožňovat, lízat. Trápit a také kousat a mačkat, protože neexistuje posvátnost bez umrtvení.
Sex ti je cítit z úst a slintá mezi nohama, když mi cosi říkáš a jsi něžnější než polibek. Vkládáš mi jazyk mezi rty. Dělíme se o poslední srozumitelné slovo. Rozkousáváme: Mi-lu-ju. A ozdoby slov se rozplývají. Při vzdechu je hlas nahý. Uprostřed samotných vzdechů. Touha, kterou nelze převést do naučených, cvičených slov.
Zůstává rytmus, krevní puls. Rytmus potřebný k vyvolání rozkoše. Vkrádám se pod tebe. Olizuji kapky potu. Chutnají báječně. Proudí jimi teplo, slaná plačtivost, lepkavost touhy. Počkej – odstrkuji tě chodidlem. Bereš si ho do pusy. Mazlíš se s mými prsty. Mokré si je otíráš o tvář.
Pomalu se nade mnou skláníš. Vlasy ti padají do obličeje. Záda máš spletená ze svalů. V předklonu jsou napnuté. Je v nich poddajnost a nebezpečná síla. Antický kaplan z kamene vytesán, který daruje jako oběť své semeno: „Nebudeš mít žádné jiné muže přede mnou,“ přál by sis jako každý zamilovaný bůh.
Choulím se do tvé náruče. Máš tam mateřské znaménko. Hnědý hrbolek, který vyčnívá a spojuje lesknoucí se kůži. Líbám prohloubenou šíji. Zakláníš hlavu a oplácíš mi mazlení. Také tak silně, také tak intenzivně. Chceš se ve mně znovu ukrýt. Sedáme si v objetí stehen. Kousavé polibky jsou příliš bolestné. Olizujeme si rty. Silou pronikáš do mé měkkosti. Přidržuješ mě za boky. Zvedáš mě a majetnicky k sobě tiskneš. Náraz, odsun. Jsem tvým ztopořeným penisem svléknutým z kůže. Ždímeš z nás rozkoš. Jsme před vyvrcholením... Vytrhnu se ti a schovávám hlavu pod polštář. Nechci, aby ses mě dotýkal. Ještě ne. Obnažil jsi mě z normálního těla. Vytéká z něj vlhkost. Pod ním je jiné, milostné. Z rozpálené kůže se vypařují vůně. Leháš si na bok, podepíráš se lokty. Vdechuješ dráždivou vůni. Nikdy nevoní stejně. Získává aroma od světla a mazlení. Dozrává na teplé kůži.
Místo slov mi kladeš do ucha jazyk. Slibuješ mi tím pomalé vyvrcholení. Špičkou lížeš nejhlubší propast. Hladíš mě po zadku. Ráda dostávám na holou jako zlobivá rozmazlená holka. Jistě, jenom žádný spěch.
Přitahuješ mě za ramena, aby sis potřel srst. Zvířecí klacek mezi nohama. Prst doprovázejí do zarudlé dutiny chomáčky slizkých chloupků. Zeširoka roztahuji nohy. Hladký prst nahradí drsný jazyk. Moje sladká šťáva ti vytéká z úst.
Přidržuješ mě za ruce. Nevím, jestli tě odstrkuji, nebo ti zarývám nehty do ramen. Vklouzáváš do mě. Konejšíš mě. Mělké vlny rozkoše zaplňují ústa. Urychleně lapám po dechu, zadržuji dech, tebe. Vyvoláváš rozkoš. Čím dál víc. Skrze mé tělo, otevřenou nahotu. Nacházíš nového mazlíčka, tudy. Co nejhlouběji. Ztrácíme se, vyplouváme, nemůžeme se do sebe vklínit silněji. Odtrhnout se. Jsem v tobě, v pulsujícím vzdechu. Tančím a sténám. Prsty mi samovolně sklouzávají ze zpocených ramen. Svými boky drtíme poslední kousek cukru, který se oslabený rozpouští v našich tělech.
Otevírám oči. Vlákna prostěradla. Rubáš s otisknutou stopou mokrých těl. Přitahuješ si mě těžkou dlaní. Líbáš z polospánku. Ještě jsi ve mně. Za chvilku vyklouzneš. Porodím tě. Vytéká mléčná tekutina a ty jemně vyklouzneš na má unavená stehna. Nořím se do snu. Král a královna ze středověké malby. Milují se. Propleteni v jednotu. To jsme my. Odebrali jsme korunu orgasmu z onoho království v nás, nad námi. Rozkoše a vlády nad světem bez lásky.

 



Source of the quotationhttp://www.iliteratura.cz/clanek.asp?polozkaID=18325

minimap