Świetlicki, Marcin: Dla Jana Polkowskiego
Dla Jana Polkowskiego (Lengyel)Trzeba zatrzasnąć drzwiczki z tektury i otworzyć okno, otworzyć okno i przewietrzyć pokój. Zawsze się udawało, ale teraz się nie udaje. Jedyny przypadek, kiedy po wierszach pozostaje smród.
Poezja niewolników żywi się ideą, idee to wodniste substytuty krwi. Bohaterowie siedzieli w więzieniach, a robotnik jest brzydki, ale wzruszająco użyteczny — w poezji niewolników.
W poezji niewolników drzewa mają krzyże wewnątrz — pod korą — z kolczastego drutu. Jakże łatwo niewolnik przebywa upiornie długą i prawie niemożliwą drogę od litery do Boga, to trwa krótko, niby splunięcie — w poezji niewolników.
Zamiast powiedzieć: ząb mnie boli, jestem głodny, samotny, my dwoje, nas czworo, nasza ulica — mówią cicho: Wanda Wasilewska, Cyprian Kamil Norwid, Józef Piłsudski, Ukraina, Litwa, Tomasz Mann, Biblia i koniecznie coś w jidysz.
Gdyby w tym mieście nadal mieszkał smok wysławialiby smoka — albo kryjąc się w swoich kryjówkach pisaliby wiersze — maleńkie piąstki grożące smokowi (nawet miłosne wiersze pisane by były smoczymi literami…)
Patrzę w oko smoka i wzruszam ramionami. Jest czerwiec. Wyraźnie. Tuż po południu była burza. Zmierzch zapada najpierw na idealnie kwadratowych skwerach.
|