This website is using cookies

We use cookies to ensure that we give you the best experience on our website. If you continue without changing your settings, we'll assume that you are happy to receive all cookies on this website. 

Vincenz, Stanislaw: Találkozás haszidokkal (Spotkanie z chasydami in Hungarian)

Portre of Vincenz, Stanislaw

Back to the translator

Spotkanie z chasydami (Polish)


Nazwę chassidim spotykamy ponownie z początkiem ery chrześcijańskiej. Tym razem są to owi mali, biedni i bardzo porządni rzemieślnicy, którzy żyją rozproszeni po całym obszarze imperium rzymskiego i stanowią dla apostoła Pawła podstawę i punkt nawiązania jego myśli, szczególnie w Grecji. Ci „chasydzi” dadzą się łatwiej porównać z polskimi niż poprzedni, albo dokładniej: z ową grupą żydowską, która stanowiła w XVIII wieku środowisko dla rozwinięcia się polskiego chasydyzmu, z tą tylko różnicą, że ci ostatni po okrucieństwach wojen kozackich byli jeszcze biedniejsi i bezradniejsi (Żydzi na wschodzie Polski potracili chwilowo nawet stałe siedziby i prowadzili niespokojne życie tułaczy). Jeszcze bardziej niż owi biedacy w imperium rzymskim potrzebowali pociechy od swych duchowych nauczycieli, i to nie tylko z kazań, ale także z cudownych znaków. Jakiż zatem był ten czarodziejski klucz Baal Szem Towa?
Przede wszystkim była nim jego prawowiernóść, i tego nie da się dość podkreślić. Wystąpienie jego miało miejsce na tle nieograniczenie akceptowanego autorytetu tradycji i obyczaju. Natomiast odwrócenie się od ascezy i od surowych postów, od zbyt pedantycznego formalizmu było tym czymś nowym i wyzwalającym, co jego biedni i nieuczeni zwolennicy przyjęli z entuzjazmem. Tym jednak, co nadawało jego działalności specjalną moc, było zaufanie do Boga, radość z tego zaufania i nauka, że dla czystych serc Bóg osiągalny jest na wielu drogach.
Z pewnością chasydom nie zależało na sztywnym wykładzie doktryny i dogmatów. Od pychy wyznaniowej chroniło ich samo już nędzne stanowisko społeczne oraz brak wykształcenia. Jednakże znajdujemy u nich jeden pogląd, pochodzący najwidoczniej z korzeni platońskich, jak gdyby podstawową doktrynę: świat na „wygnaniu” – w tej mierze, w jakiej należy go sobie wyobrazić jako wychodzący od Boga i przez to oddalający się od Niego; wszystkie istoty, wszyscy ludzie dadzą się porównać do spadających i gasnących iskier. „Chasydom”, czyli pokornym i pełnym dobrej woli, przypada zadanie budzenia tych iskier miłością i współczuciem, rozżarzania i odsyłania z powrotem do Boga. Tym podstawowym żądaniem, aby rozumiejąc i współczując brać udział w błądzeniu, tłumaczy się atmosfera tolerancji, która wyróżnia domenę chasydyzmu bardziej niż jakąkolwiek inną prawowierną grupę żydowską. A przecież ich płonąco niecierpliwe szukanie Boga było tak niezwykłe, że wywołało gwałtowną krytykę ze strony mitnagdim, zwolenników tradycji starorabinackiej pobożności. Na zjeździe w Brodach, w połowie XVIII wieku, doszło do niebezpiecznych starć. Mitnagdim zaczęli wołać: „Wdziejcie suknię zemsty przeciw tym, którzy podczas modlitwy zamiast, jak się należy, skłaniać wzrok ku ziemi, a zmysły wznosić ku Bogu, odważają się zuchwale poszukiwać Boga szalonymi gestami i wyzywającymi spojrzeniami!” Ktokolwiek, aż po nasze czasy, widział uniesienie chasydów w tańcu i modlitwie, potwierdzi tę obserwację i zrozumie, że zwolennicy bardziej umiarkowanego i chłodniejszego sposobu bycia odczuli to jako wyzwanie.
Także później nie milkły zarzuty: chasydzi pozdrawiali rzekomo świętą sobotę dzikimi tańcami, zapominając przy tym o całym świecie, także o własnych obowiązkach; chasydzi pili jakoby wódkę po modlitwie – nieraz za wiele wódki; jeden z ich rabinów twierdził nawet, że gdy tak siedzą razem przy wódce, to jakby uczyli się Tory. Chasydzi odpowiadali przeciwnikom, że ci ostatni odmawiają modlitwy bez ciepła, przez co stają się one lodowato zimne, jak czuwanie przy zmarłym, gdy tymczasem chasydom podczas modlitwy rozpala się serce, i właśnie dlatego żywy człowiek musi napić się wódki. Do tego dochodzi następujące wyjaśnienie psychologiczne: jeżeli człowiek zmusza się do modlitwy ze zbyt wielką powagą, to kusiciel sprzeciwia się temu z równie wielką siłą i przeszkadza modlitwie „obcymi myślami”. Jeżeli jednak człowiek po modlitwie odświeża się wódką przyjaźnie, po ludzku, jeśli przepija jeden do drugiego „na zdrowie”, to kusiciel uważa to za próżną zabawę, nie troszczy się więcej o to, i modlitwa wznosi się wesoło i swobodnie ku niebu.
Ta kontrowersja wyjaśnia, dlaczego nie tylko racjonaliści, to znaczy drobiazgowi i surowi talmudyści, byli przeciwnikami chasydyzmu, ale również właśnie tak subtelni i wysoce uduchowieni mistycy jak Rabbi Eliasz z Wilna (1720–1797), który uważał drogę chasydów za zniekształcenie Kabały. Podpisał on również odezwę, w której wzywał do obłożenia chasydów klątwą. Rozdźwięk między tymi dwoma kierunkami rozdzielał nierzadko rodziny. Tak na przykład dobrotliwy rabin Leib z Sasowa, jako przyjaciel wszelkiego stworzenia, zwierząt i ludzi, kochany także przez nie-Żydów, miał ojca, który był gwałtownym przeciwnikiem chasydyzmu. Długie lata gniewał się on na syna za wybór drogi chasydzkiej, co więcej, miał podobno przygotowaną rózgę, aby ukarać go po ojcowsku. Nazywał się Rabbi Jakub z Brodów, miejscowości znanej jako centrum przeciwników chasydyzmu. Mieli tam jakoby specjalne miejsce spotkań, zwane ironicznie Chassidim-Sztibełe, izba chasydzka.
Baal Szem Tow na dwa sposoby uszedł atakom konserwatystów. Przede wszystkim oświadczył, że sam nie chce wierzyć inaczej, ani innym nie nakazuje wierzyć inaczej niż tradycyjnie, a nawet – o ile to możliwe – jeszcze więcej. Nie zrezygnował z ani jednej litery Pisma Świętego, z ani jednego tradycyjnego obyczaju. Potem jednak zszedł swym przeciwnikom z drogi, także fizycznie, oddalając się w puszcze i połoniny karpackie, daleko od Brodów. Stał się pustelnikiem, ukazując się wraz z żoną to tu, to tam, nad rzekami Prutem i Czeremoszem, mieszkając to w karczmie leśnej, to w górskiej pieczarze. Mowa jest o pewnych miejscowościach, a uporczywa tradycja pozwala przypuszczać, że w wielu z tych miejscowości, jeśli nie we wszystkich, naprawdę przebywał. Mnie samemu znana jest z bezpośredniej ustnej tradycji miejscowość Jasienowo nad Czarnym Czeremoszem.
Można by oczywiście wysunąć zastrzeżenie, że podania te powstały dopiero, gdy osiedla żydowskie również poczęły wspinać się w góry, a było to całkiem późno, nad górnym Czeremoszem na przykład dopiero z początkiem XIX wieku. Jednakże tradycja huculska jest niewątpliwie starsza i musi polegać na własnej pamięci, a nie na pośrednictwie Żydów. Ci dawno osiadli pasterze, mówiący językiem ukraińskim i wyznający religię greckokatolicką, ograniczają się głównie do tradycji rodzinnych i lokalnych, opowiadając – także tam, gdzie chodzi o treści mistyczne – przede wszystkim o bohaterskich pasterzach, chłopach i przywódcach opryszków swej górskiej ojczyzny. Również ich niebo zaludniają takie postacie. Niewątpliwie trwają wśród nich fragmenty podań ze starożytności słowiańskiej, jak na przykład liczne apokryfy i pieśni, pochodzące częściowo z Bałkanów, częściowo z dawnej Rusi. Lecz niewątpliwie brak im było zainteresowania dla stosunkowo niedawnych zdarzeń wśród Żydów w oddalonych okolicach. Mogli więc przekazywać wieści tylko o tym, czego dowiedzieli się we własnym osiedlu lub w najbliższym sąsiedztwie. Takie wieści były uparcie zachowywane i przekazywane dalej.
I ja również słyszałem od dzieciństwa o Baal Szem Towie, zwłaszcza o tym, że mieszkał w Jasienowie u rodziny huculskiej zwanej Fedieczkowi i że obsługiwała go ona przyjaźnie, a w potrzebie również pielęgnowała. Potomkowie owej rodziny, którzy powoływali się jeszcze na tę tradycję, mieszkali za naszych czasów we wsi Krasnojila, niedaleko Jasienowa. Inna wieść podaje nazwę pieczary leśnej (surduk) na lewym brzegu Czeremoszu, w której podobno mieszkał pustelnik Baal Szem Tow, oraz nazwę wysoko położonego źródła, w którym się kąpał.
Historiografia skłonna jest co prawda odsuwać jako legendę wszystko, co nie jest wyraźnie zaświadczone na piśmie. Niewątpliwie niektóre wspomnienia mogli w tamte strony przynieść później Żydzi, podobnie jak łatwo rozeznać mitotwórcze legendarne upiększenie opowieści. Jednakże rdzeń tradycji – jak powiedziano – należy do skarbca pamięci z dawien dawna osiadłych tam Hucułów: nietknięty krajobraz górski i specyficzny krąg legendarny tamtejszych pasterzy określają w sposób nieomylny i niezatarty atmosferę opowieści o Baal Szem Towie. Szczególnie charakterystyczne jest splecenie tych opowieści z postacią przywódcy opryszków, Ołeksy Dobosza, która niezależnie od cech mitycznych, jakich nabrała z czasem, zaświadczona jest w aktach sądowych XVIII wieku. Podczas gdy w innych okolicach Żydzi gardzili gwałtownikami, czy to Kozakami, czy rozbójnikami, to Dobosz odgrywa, rzecz dziwna, w ustnej tradycji chasydów całkiem sympatyczną rolę, jako obrońca biednych i słabych, a nawet bywa przedstawiany jako przyjaciel Baal Szem Towa.
Historia pisana ma niewiele do powiedzenia o okresie pustelniczym Baal Szem Towa, dlatego też skazani jesteśmy na mniej lub więcej wiarygodne ślady, które pozostawiła legenda. I tak na przykład opowiada legenda – zapewne z okazji jego nieudanej wyprawy do Palestyny – iż Baal Szem Tow wędrował z Jasienowa do Safed podziemnym chodnikiem pod górą Pysanyj Kamień i że powrócił tą samą drogą. Inne legendy opowiadają, jak studiował on w swej samotnej pieczarze grube księgi – brzmi to jak wielokrotnie powtarzane sprawozdania naocznych świadków. Legenda snuje dalej: Baal Szem Tow zostawił tam jakoby księgę, którą otrzymał w górach od Boga. Podobno później wędrowcy górscy poszukiwali tej księgi po lasach i skałach. Jeszcze nowszej daty może być interpretacja, według której księgę tę napisał Bóg.
Legendy te pokazują dokładnie, w jak bezpośredni sposób pierwsi chasydzi odczuwali naturę jako stworzoną przez Boga. Historię powstania chasydyzmu dałoby się może scharakteryzować w ten sposób, że wyfrunął on z ciasnej izby w szeroki świat, w samotność lasu i gór, aby tam odnaleźć siebie, i że powrócił znowu, aby założyć nową wspólnotę. Raz rozbudzona miłość do przyrody działała długo i potężnie wśród wiernych, zgodnie z nakazem Mistrza: obudzić wszystkie rozproszone i zgasłe iskry Boże poprzez Miłość.


PublisherGdańsk, Wydawmictwo Atext
Source of the quotationTematy żydowskie, p. 16–20.

Találkozás haszidokkal (Hungarian)


A haszidim elnevezés a keresztény kor kezdetén jelenik meg ismét. Azokra a szegény, derék kis kézművesekre vonatkozik, akik az egész Római Birodalom területén szétszóródva élnek, hozzájuk, elsősorban a görögországi haszidokhoz szólnak Pál apostol gondolatai. Ezek a „haszidok” már inkább hasonlíthatók a lengyelországiakhoz, mint az előzők, pontosabban ahhoz a zsidó csoporthoz, ahhoz a közeghez, amelyben a lengyelországi haszidizmus kifejlődött, csak annyi a különbség, hogy a lengyel zsidók, miután elszenvedték a kozák háborúk kegyetlenségeit, még szegényebbek és kiszolgáltatottabbak lettek (egy időre még állandó hajlékukat is elvesztették, és zaklatott vándoréletet éltek). Nekik a Római Birodalom szegényeinél is jobban kellett tanítóiktól a vigasztalás, és nemcsak a szentbeszédekből akartak erőt meríteni, hanem csodás jelekre is szűkségük volt.
Milyen volt hát Baal Sém Tóv csodatévő kulcsa?
Mindenekelőtt igazi hit volt, ezt nem lehet eléggé hangsúlyozni. A hagyomány és a szokásrend elfogadott tekintélyére támaszkodva lépett fel. Elfordult viszont az aszkézistől, a szigorú böjttől és a túlságosan pedáns formalizmustól, s ez új és felszabadító erejű volt, amit szegény és tanulatlan hívei kitörő lelkesedéssel fogadtak. Különösen nagy erőt adott azonban e tevékenységnek az Istenbe vetett bizalom, ebből a bizakodásból fakadó öröm és az a tanítás, hogy a tiszta szívűek sokféle úton juthatnak el Istenhez.
Bizonyos, hogy a haszidoknak nem a doktrína és a dogmák merev kijelentése volt a fontos. A felekezeti gőgtől maga a nyomorúságos társadalmi helyzet és a műveltség hiánya óvta meg őket. Találunk azonban náluk egy nyilvánvalóan platonikus eredetű eszmét, mintegy alapdoktrínát, mely szerint a világ „száműzetésben” van, úgy kell elképzelnünk, hogy Istentől ered, és ezáltal távolodik Tőle; minden lény, minden ember a lehulló, kihunyó szikrához hasonlatos. A „haszidoknak”, vagyis az alázatosoknak és a jóakaratúaknak az a feladatuk, hogy szeretettel, együttérzéssel felélesszék ezeket a szikrákat, és amikor felizzottak, küldjék vissza Istenhez. Ez az alapvető követelmény - megértéssel és együttérzéssel részt venni a tévelygésben - alakította ki a tolerancia légkörét, amely sokkal inkább jellemző a haszidizmusra, mint más igazhitű zsidó csoportokra. Hiszen ez az izzó és fáradhatatlan istenkeresés oly rendkívüli volt, hogy ez váltotta ki a mitnagdimok éles kritikáját, akik órabbinikus istenfélők voltak. A Brodyban tartott tanácskozáson, a XVIII. század közepén ez veszedelmes összeütközéshez vezetett. A mitnagdimok kiabálni kezdtek: „Öltsétek fel a bosszúállás ruháját azok ellen, akik az imádság alatt, ahelyett, hogy az előírásoknak megfelelően a földre szegeznék tekintetűket, és minden érzésükkel Isten felé fordulnának, pimasz, őrült taglejtésekkel és kihívó pillantásokkal merészelik keresni Istent!” Aki már látta, mennyire elragadtatják magukat a haszidok a táncban és az imádságban, igazolhatja ezt a megfigyelést, és megértheti, hogy a mértéktartóbb, hűvösebb viselkedés hívei mindezt kihívásnak érezték.
Később sem fogytak ki a szemrehányásból: a haszidok állítólag vad tánccal köszöntötték a szent szombatot, megfeledkeztek az egész világról, persze saját kötelességeikről is; állítólag még vodkáztak is az imádság után - néha talán többet a kelleténél. Egyik rabbijuk ki is jelentette, hogy amikor együtt ülnek és vodkáznak, az olyan, mintha a Tórát tanulmányoznák. A haszidok azt felelték ellenfeleiknek, hogy ők melegség nélkül imádkoznak, és az jéghideg, mint a virrasztás a holtak mellett, nekik, haszidoknak viszont az imádság alatt forró a szívük, és épp ezért kell vodkázniuk. Ehhez járul a következő lélektani magyarázat: ha túl nagy komolysággal készül az ember az imádsághoz, a kísértő is nagy erővel feszül ellene, és „idegen gondolatokkal” zavarja meg az imádságot. Ha viszont az imádság után vodkával frissítik fel magukat, barátságosan, emberi módon az egyik a másik egészségére iszik, a kísértő üres szórakozásnak véli az egészet, és többé nem törődik vele, így az imádság ujjongva, szabadon emelkedhet az ég felé.
Ez az ellentmondás magyarázza, hogy nemcsak a racionalisták, vagyis az aprólékos és szigorú talmudisták voltak a haszidizmus ellenfelei, hanem az olyan kifinomult és magas fokon átszellemült misztikusok is, mint a vilnai Éliás rabbi (1720-1797), aki a kabbala torz változatának tartotta a haszidok útját. Ő is aláírta azt a kiáltványt, amely a haszidok kiátkozására szólított fel. A két irányzat közti konfliktus gyakran családokat is szétválasztott. A jólelkű sasówi Löb rabbinak - minden teremtmény, állat, ember barátjának, akit a nem zsidók is szerettek - az apja például a haszidizmus dühödt ellenfele volt. Hosszú évekig neheztelt a fiára, amiért a haszidizmus útját választotta, mi több, valószínűleg elő is készítette a botot, hogy atyaian megdorgálja. Jákob rabbinak hívták, Brodyban, a haszidizmus ellenfeleinek központjában élt. Volt ott egy sajátos találkozóhelyük, „Haszidim-Stibelének”, haszid kamarának hívták ironikusan.
Baal Sém Tóv kétféleképpen védekezett a konzervatívok támadásai ellen. Mindenekelőtt kijelentette, hogy ő maga nem akar más hitet, mint a hagyományosat, sőt amennyire lehet, még erősebben akar ragaszkodni a hagyományokhoz. A Szentírás egyetlen betűjéről, egyetlen hagyományos szokásáról sem mondott le. Aztán kitért ellenfelei útjából, elvonult a Kárpátok erdőségeibe, a havasi rétekre, Brodytól távol élt. Remete lett, feleségével hol itt, hol ott bukkant fel, a Prut és a Cseremos folyónál, erdei kocsmákban, hegyi barlangokban húzta meg magát. Sok helységet emlegetnek, ahol járt, a szigorú hagyomány pedig hihetővé teszi, hogy a legtöbb helyen, ha ugyan nem mindegyiken, valóban megfordult. Közvetlenül a szóbeli hagyományból hallottam Jasienowóról, a Fekete-Cseremos partján lévő településről.
Itt persze előállhatnánk azzal az ellenvetéssel, hogy a legendák csak akkor keletkeztek, amikor a zsidó települések is a hegyekbe kezdtek húzódni, ez pedig későn történt, a Cseremos felső folyásánál csak a XIX. század elején jelentek meg. A hucul hagyományok ennél nyilván régebbiek, és az emlékezeten, nem pedig zsidó közvetítésen alapulnak. A huculok réges-rég letelepedett, ukránul beszélő, görög katolikus pásztorok, akik jórészt a családi és helyi hagyományokra szorítkoznak, és elsősorban hegyvidéki hazájuk hős pásztorairól, parasztjairól és rablóvezéreiről mesélnek akkor is, ha misztikus dolgokról van szó. Az égboltot is ezekkel az alakokkal népesítik be. Kétségkívül fennmaradtak köztük a szlávság őstörténetébe visszanyúló legendák töredékei, mint például a számos apokrif meg a részben balkáni, részben keleti szláv eredetű énekek De biztosan nem érdekelték őket a tőlük távolabb élő zsidók közti, viszonylag újabb keletű események. Csak hagyományozhatták tehát tovább, amiről saját falujukban vagy a legközelebbi településeken hallottak. Ezeket a történeteket gondosan megőrizték és továbbadták.
Én is hallottam gyermekkoromban Baal Sém Tóvról, arról is, hogy Jasienowóban, egy hucul családnál, Fedecskóéknál élt, ahol jól tartották, szűkség esetén ápolták is. E család leszármazottai, akik még a mi időnkben is hivatkoztak erre a hagyományra, Krasnojila faluban éltek, nem messze Jasienowótól. A másik történet egy erdei barlang (szurduk) nevét őrizte meg, a Cseremos bal partján, ahol állítólag Baal Sém Tóv remetéskedett, és egy magasan eredő forrást, amelyben meg szokott fürödni.
Igaz, a történetírás hajlamos legendaként félresöpörni mindent, amit nem igazolnak egyértelműen az írott források. Bár némelyik visszaemlékezés későbbi eredetű lehet, a Cseremos vidékére települt zsidóktól is hallhatták ezeket a történeteket, az elbeszéléseken pedig könnyen felismerhető a legendákra jellemző mitikus eszményítés. A hagyomány kezdete azonban - ahogy mondani szokás - a réges-rég megtelepedett huculok emlékezetének kincstárában rejlik: az érintetlen hegyvidéki táj és az ott élő pásztorok sajátos legendaköre tévedhetetlenül és kitörölhetetlenül őrzi a Baal Sém Tóvról szóló elbeszélések atmoszféráját.
Különösen jellemző, hogy ezekben az elbeszélésekben Oleksza Dobos, a rablóvezér alakja is szerepel, akit, függetlenül az idők során rárakódott mitikus jegyektől, a XVI-XVII. századi bírósági akták is említenek. Miközben a zsidók más vidékeken megvetéssel szóltak az erőszakos kozákokról, zsiványokról, Dobos szerepe a haszid szóbeli hagyományokban furcsa módon igen rokonszenves, a szegények és a gyengék védelmezőjeként, sőt Baal Sém Tóv barátjaként is említik.
Az írott történelemnek nincs sok mondanivalója. Baal Sém Tóv remeteségéről, ezért azokra a többé-kevésbé hiteles nyomokra kell szorítkoznunk, amelyek a legendákban maradtak fenn, ezek bizonyára sikertelen palesztinai útján alapulnak - Baal Sém Tóv ugyanis Jasienowótól Szafedig vándorolt föld alatti járatokon a Piszanij Kaminy-hegy alatt, és vissza is tért ugyanazon az útvonalon. Más legendák arról tudósítanak, ha ugyan tanulmányozott át távoli barlangjában vaskos köteteket - ezek úgy hangzanak, mint a szemtanúk sokszor elismételt beszámolói. A legenda tovább szövődik: Baal Sém Tóv eszerint ott hagyott egy könyvet, amelyet Istentől kapott, a hegyekben. Később biztosan keresték is a hegyi vándorok ezt a könyvet az erdőkben, a sziklák között. Újabb keletű lehet az az értelmezés, mely szerint a könyvet Isten írta.
E legendák pontosan bemutatják, milyen közvetlenül érzékelték az első haszidok a természetet mint Isten teremtményét. A haszidizmus keletkezésének történetét úgy is jellemezhetnénk, hogy egy szűkös kis szobából kirepült a nagyvilágba, az erdők és hegyek magányába, hogy megtalálja önmagát, majd ismét visszatért, és új közösséget alapított. A természet iránt ébredt szeretet sokáig és erősen hatott a hívekre, összhangban a Mester útmutatásával: felébreszteni a Szeretet erejével minden széthullott, kihunyt isteni szikrát.


PublisherMúlt és Jövő, Budapest
Source of the quotationTalálkozások haszidokkal, p. 12–18.

minimap